Po internetach hula informacja na temat pism rozsyłanych na masową skalę przez adwokat Annę Łuczak z Warszawy zatytułowanych przedsądowe wezwanie do zapłaty w związku z podejrzeniem popełnienia przestępstwa. O co w ogóle chodzi? Ano o to, że ktoś kiedyś pobierał przez klienta sieci torrent jeden z polskich filmów takich jak między innymi Obława, Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł, Pokłosie czy Last Minute. Teraz Pani Mecenas w imieniu swojego klienta – właściciela majątkowych praw autorskich – prosi o zapłatę ugody wskazując, że jeśli tego nie zrobimy to czeka nas wizyta smutnych panów.
O co chodzi od strony technicznej?
Sieć torrent jest klasycznym P2P czyli siecią działającą bez serwera głównego. Pobierając jakiś plik – np. film Obława - jednocześnie go rozpowszechniamy, czyli wysyłamy jego fragmenty innym użytkownikom sieci, którzy tak jak my chcą pobrać dany plik. Używając fachowego języka – seedujemy. Tak w skrócie działa torrent. Taka konstrukcja powoduje, że walczący z „piractwem” nie są w stanie wyłączyć torrentów, bo musieliby zlikwidować każde urządzenie podpięte do tej sieci P2P co po prostu jest niemożliwe. Teoretycznie torrenty mogą działać tak długo jak ostatnie dwa urządzenia będą tworzyły Internet.
O co chodzi od strony prawnej?
Zgodnie z tzw. dozwolonym użytkiem legalne jest m.in. pobieranie utworów w rozumieniu prawa autorskiego z sieci internet. Tyczy się to generalnie wszystkich utworów (muzyki, filmów, książek, obrazów) bez znaczenia kto, kiedy i gdzie je zamieścił. Wymogiem jest to, że utwór taki został wcześniej przez autora oficjalnie publicznie udostępniony (odbyła się oficjalna „premiera” dzieła). Instytucja dozwolonego użytku jednak nie obejmuje dalszego rozpowszechniania (nawet nieumyślnego) tak pobranego utworu, a z tym właśnie mamy do czynienia w przypadku korzystania z torrentów. I to z tym rozpowszechnianiem, ujmując skrótowo, walczy w imieniu swoich mocodawców adw. Anna Łuczak.
Adw. Anna Łuczak wzywa do zapłaty. Jak żyć?
Niektórzy (np. GIODO czy Dziennik Internatów) twierdzą, że dochodzenie roszczeń w formie serwowanej nam przez adw. Annę Łuczak jest po prostu nieetycznym skokiem na kasę. Z drugiej strony docenić należy kreatywność mec. Łuczak, która po prostu… stara się efektywnie dochodzić roszczeń swoich klientów. Cała sprawa jednak zdaje się mieć nieco gliniane nogi. Prawo karne ma bowiem to do siebie, że charakteryzuje się szeregiem tzw. gwarancji. Gwarancja słownikowo oznacza poręczenie, że coś jest prawdziwe. Tak więc jak łatwo się domyślić, w prawie karnym szereg gwarancji nakazuje między innymi udowodnić, że zarzucany czyn został rzeczywiście popełniony w sposób bezprawny i zawiniony przez oskarżaną osobę. Niestety Pani adwokat Anna Łuczak dostała od swojego klienta bardzo niewdzięczne w kwestiach dowodowych zadanie. Dlaczego? Bo istnieje cały szereg potencjalnych trudności, które w mojej ocenie mogą uniemożliwić procesowe wykazanie, iż konkretna osoba popełniła czyn, który się jej zarzuca. Zwykle zarzuca się czyn zabroniony przez art. 116 § 1 i 4 ustawy o prawie autorskim. Brzmi on:
§ 1. Kto bez uprawnienia albo wbrew jego warunkom rozpowszechnia cudzy utwór w wersji oryginalnej albo w postaci opracowania, artystyczne wykonanie, fonogram, wideogram lub nadanie, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
§ 4. Jeżeli sprawca czynu określonego w ust. 1 działa nieumyślnie, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
Co takiego może stanąć na drodze procesu lub innego postępowania prowadzonego w myśl przepisów kodeksu postępowania karnego, które ma na celu udowodnienie przez oskarżyciela, iż popełniono opisane wyżej przestępstwo? Ano jest takich punktów zapalnych cały szereg, a to tylko co ciekawsze:
- Z jednego urządzenia może korzystać wielu domowników. Jeśli są pomiędzy nimi więzy rodzinne, to mogą odmówić składania zeznań, co nie będzie wiązało się z negatywnymi konsekwencjami. Prawo do milczenia na temat swoich bliskich to właśnie jedna z takich gwarancji prawa karnego – nie można nikogo zmusić, by obciążył swoich bliskich.
- Komputer może być zaszyfrowany. Polskie prawo karne w żadnym przypadku nie zobowiązuje do wskazania hasła lub czegokolwiek innego niezbędnego do odszyfrowania nośnika danych. W skrócie – wynika to z domniemania niewinności.
- Adres IP może nie mieć mocy dowodowej w sądzie. Dlaczego? Bo po pierwsze z tego adresu IP mogło korzystać wiele osób, a nie tylko jedna konkretna, której czyn się zarzuca. Jeśli mamy 4 domowników, to oskarżyciel musi wykazać, że adres IP był w danym momencie używany przez osobę i to w celu popełnienia czynu, który się jej zarzuca. Jest to możliwe do wykazania tylko w przypadku wejścia w posiadanie dowodów elektronicznych, które wskażą na daną osobę. Znalezienie adresu IP jest jak znalezienie noża, którym popełniono morderstwo. Pytanie tylko, czy na tym nożu będzie cokolwiek (np. odciski palców), które umożliwią identyfikację sprawcy?
- Seedowanie na torrentach nie musi być rozpowszechnianiem utworu. Uwaga – to autorska i kontrowersyjna teza, bardzo popularna w toruńskim środowisku akademickim. Seedowanie to wysyłanie do innych użytkowników zero-jedynkowych fragmentów pliku, które same w sobie nie muszą tworzyć całości. Absurdem jest uznanie, iż ktoś rozpowszechnił film ważący np. 4 GB (płyta DVD) seedując lącznie… 3 MB danych. Wbrew pozorom przy łączach asymetrycznych takie proporcje ilości wysłanych danych do pobranych są bardzo częste i realne.
Powyższe punkty mogą stanowić trudności do przeskoczenia w przypadku procesu karnego. A jeśli np. nie da się wykazać, która z osób będących członkiem 4 osobowej rodziny seedowała, to nie można skazać wszystkich czterech. Nie można też przymusić tych osób i nakazać by wskazały kto jest winny. To są właśnie gwarancje prawa karnego, które są dorobkiem tysięcy lat ewolucji tej gałęzi prawa. Prawo karne sankcjonuje jednostkę – konkretną osobę – i robi to wyłącznie selektywnie. Ale by tak mogło być, trzeba tę jednostkę określić i udowodnić jej czyn oraz winę (chyba, że sama się przyzna – wtedy oskarżyciel ma nieco łatwiej).
Wskazane powyżej punkty to nie wszystko. Czasem problem polega na tym, by w sposób klarowny wytłumaczyć te powyższe wątpliwości sędziemu. Znam procesy (co prawda cywilne), w których mecenasi przegrywali bo… nie potrafili klarownie wyrazić tego, co chcieli. Niestety styk informatyki i prawa to dla zdecydowanej większości prawników problem, a jego skala rośnie proporcjonalnie do ich wieku. Problem polega zazwyczaj na tym, że prawnicy często operują pojęciami, które przekazali im w prywatnych opiniach biegli lub znajomi informatycy podpytani w zakresie danego zagadnienia. Operują nimi w takim zakresie, w jakim się o tym czy owym dowiedzieli. Ale to niestety czasami nie starcza, bo gdy materię trzeba wyłożyć innemu prawnikowi i na niej popracować w trakcie procesu, czy to tworząc pisma (część łatwiejsza) czy samą strategię (część trudniejsza) to nawet łatwą do obronienia sprawę można przegrać.
Co się stanie, gdy zignoruję wezwanie adw. Anny Łuczak?
Cała sytuacja z wezwaniami do zapłaty za seedowanie (tak to trzeba chyba określić) świetnie obnaża problemy współczesnego prawa autorskiego. Ta gałąź prawa została po prostu w tyle za technologią i prowadzi bardzo często do niesamowicie dziwnych sytuacji. Współczesne badania kulturoznawców wskazują jednoznacznie, że dla młodych ludzi jest kompletnie niezrozumiałe jak coś, co pobiera się z internetu można nazwać „kradzieżą własności intelektualnej” lub „piractwem” (a tego by chciały Organizacje Zbiorowego Zarządzania prawami autorskimi). To dla młodych pokoleń czysta abstrakcja i wypaczenie sensu internetu, którego siłą jest powielanie i przetwarzanie informacji przez członków sieci.
Żyjemy jednak w państwie prawa i obowiązujące nas przepisy dają nam zarówno obowiązki jak i przywileje. Jednym z takich przywilejów jest ochrona własności intelektualnej przed jej nieuprawnionym rozpowszechnianiem, co stara się realizować mec. Anna Łuczak w imieniu swojego klienta. Jeśli więc zignorujemy wezwanie i nie przygotujemy się też na ewentualność uczestnictwa (w jakiejkolwiek formie) w przewidzianych przez kodeks postępowania karnego procedurach, to ignorancja ta może sporo kosztować (gdy oskarżycielowi uda się udowodnić, że seedowałeś). Ale równie dobrze może też nie kosztować to absolutnie nic, albo wiązać się jedynie z utratą zaszyfrowanego dysku twardego na 3 miesiące (do momentu umorzenia postępowania).
2 komentarze do “Torrenty i przedsądowe wezwanie do zapłaty od mec. Anny Łuczak. Jak żyć?”