Dwa dni temu najpierw Niebezpiecznik, a chwilę później Zaufana Trzecia Strona poinformowały o wrzuceniu na forum ToRepublic danych osobowych z przedsiębiorstwa oferującego usługi dietetyczne Fit and eat. Wyciek obejmuje dane bardzo znanych osób, w tym ich adresy, kody do furtek na klatki, informacje o przebytych chorobach czy urazach. Wczoraj na TVN24 mogliśmy przeczytać wypowiedzi właścicieli, którzy przepraszają i deklarują iż zmienią dostawcę usług IT, który miał dbać o bezpieczeństwo danych klientów. Całe to tłumaczenie, parafrazując klasyka, to bulszit kompletny. Winni rozmydlają sprawę, używając pijarowskiego zabiegu próbują wyjść z twarzą i uciec od odpowiedzialności (w poczuciu społecznym). Dziś przedstawię spojrzenie prawne na to, kto tak naprawdę ponosi odpowiedzialność za zaistniałą sytuację, pobieżną analizę tego kto i jak może odpowiadać za popełnione błędy a także czy Fit and eat zrobiło cokolwiek by dane osobowe klientów chronić, bo mam ku temu bardzo poważne wątpliwości.
Na wstępie jednak wyjaśnię dlaczego moja ocena jest tak radykalna. Po pierwsze wątpię, by jakikolwiek poważny dział IT wdrożył w firmie rozwiązanie, w którym dane osobowe byłyby gromadzone w pliku stanowiącym arkusz kalkulacyjny. To raczej hałupnicze rozwiązanie opracowane przez laika, które najprawdopodobniej tutaj jednak było wykorzystywane (chyba, że opublikowany plik jest jakimś backupem-eksportem z bazy?). Moja ocena wydaje się zbieżna z tym, co napisała Zaufana Trzecia Strona. Po drugie dostawca IT nie bierze na siebie odpowiedzialności za ochronę danych osobowych przetwarzanych w organizacji sam z siebie. Zgodnie z obowiązującymi przepisami robi to Administrator Danych Osobowych, (ew. Administrator Bezpieczeństwa Informacji) który na podstawie ustawy istnieje w każdej firmie przetwarzającej dane osobowe. Ale by taki Administrator działał legalnie trzeba się postarać i po prostu zadbać w firmie o zgodność z ustawą o ochronie danych osobowych. Oczywiście może mieć miejsce sytuacja, w której ktoś z IT pełni obowiązki ADO, a nawet cały dział jako wyodrębniona jednostka organizacyjna realizuje taką rolę. Ale to zawsze podział wewnętrzny, umowny. Ustawa nie pozwala przenieść funkcji ADO na kogoś umownie. Praktyka natomiast podpowiada, że jeśli ktoś serio podchodzi do ochrony danych osobowych to konsultuje to z prawnikiem, powołuje zespół, ustala reguły, identyfikuje ADO. Mniejsza jednak o to wszystko, skupmy się na przypadku Fit and eat.
Z czystej ciekawości postanowiłem sprawdzić, czy prowadzący swój biznes pod szyldem Fit and eat posiadają zarejestrowany zbiór danych osobowych, a jeśli go posiadają, to kto jest jego administratorem. Jak wskazywałem w jednym z poprzednich wpisów można to zrobić za pośrednictwem specjalnej wyszukiwarki przygotowanej przez GIODO. Wrzuciłem więc w wyszukiwarkę zbiorów różne kombinacje, w tym nazwiska wspólników spółki cywilnej, która prowadzi to przedsiębiorstwo i nie znalazłem zarejestrowanych zbiorów, które można by powiązać z Fit and eat. Na to samo zresztą wskazuje cytowana już Zaufana Trzecia Strona. Oczywiście za rejestracją zbiorów danych osobowych u GIODO czeka się czasem baardzo długo (jeden z moich klientów czeka od lutego i.… jeszcze się nie doczekał) i Fit and eat mogłoby znajdować się w takiej sytuacji, lecz… doświadczenie kazało mi sprawdzić, kiedy wpis dotyczący rejestracji w GIODO znalazł się po raz pierwszy na stronie www przedsiębiorstwa i dotarłem do daty 21 kwietnia 2012 roku. Tak więc wariant oczekiwania zbioru na rejestrację odpada, bo nie jest możliwe, by proces rejestracji zgłoszenia trwał dwa lata. Sądząc po treści tego co wyciekło, Fit and eat przetwarzało wrażliwe dane osobowe (dotyczące stanu zdrowia), a te można zacząć przetwarzać dopiero po zarejestrowaniu. Tego więc komentować chyba już nie muszę.
Podsumowując tą część – Fit and eat zdaje się nie posiadać zarejestrowanego zbioru danych osobowych. Co więcej, po medialnych informacjach nt. wycieku, kolejnych komunikatach, nagle zmienił się zapis w regulaminie dotyczący ochrony danych osobowych przez przedsiębiorstwo. Nie wiem kiedy to się stało, ale zapewne po publikacji przywoływanego już artykułu Zaufanej Trzeciej Strony, bo ten cytuje jeszcze stare brzmienie klauzuli. Obecnie wygląda ona nieco inaczej (zdjęcie po prawej)
i jest nieco bardziej zgodna z GIODO, choć i tak zawiera wiele braków. Znalazły się w niej imiona i nazwiska ADO Fit and eat. Osobiście obstawiam, że na skutek wycieku Fit and eat postanowiło zwiększyć zgodności z przepisami dotyczącymi ochrony danych osobowych i wskazali administratorów wraz z ich adresami. Tak więc Fit and eat samo przeczy temu co mówi w TVN24 – z tego co widzimy dziś na stronie – za za ochronę danych osobowych odpowiadają wspólnicy spółki, a nie dostawcy IT…
Nagłe pojawienie się w regulaminie nowej klauzuli zatytułowanej polityka prywatności nie zmienia jednak faktu, iż nadal utrzymuje się w niej cała masa błędów. Chociażby zapis wskazujący na to, iż dane nie będą użyczane, ani udostępniane osobom trzecim i będą używane wyłącznie w celach marketingowych po prostu zaprzecza rzeczywistości. Skoro firma ta korzysta z hostingu w home.pl, to musi powierzać dane osobowe chociażby hostingodawcy i to w celu innymi niż marketingowy. Zresztą sam wyciek pochodzi z serwera FTP innej firmy obsługującej Fit and eat – faktycznie więc przetwarzającej powierzone jej dane. Co więcej, na stronie Fit and eat znajduje się formularz kontaktowy, w którym podaje się dane osobowe. Formularz nie umożliwia wyrażenia zgody na przetwarzanie danych osobowych, która w świetle przepisów nie może być dorozumiana.
Te wszystkie rzeczy, o których tutaj napisałem, mogą być dla Ciebie bardzo przydatne jeśli zamierzasz dochodzić swoich roszczeń od Fit and eat. Ale zapewniam, że to nie wszystko, co w tej kwestii jest po ich stronie nie tak jak być powinno. W tym miejscu musisz mi po prostu wybaczyć, ale część z tych rzeczy zostawiam na wyłączność dla moich Klientów.
Nie wszyscy zdają sobie też sprawę z tego, iż ustawa o ochronie danych osobowych wprowadza cały szereg przepisów karnych. Przykładowo:
Kto przetwarza w zbiorze dane osobowe, choć ich przetwarzanie nie jest dopuszczalne albo do których przetwarzania nie jest uprawniony (…) jeżeli czyn (…) dotyczy (…) danych o stanie zdrowia (…) podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 3.
Kto administrując danymi narusza choćby nieumyślnie obowiązek zabezpieczenia ich przed zabraniem przez osobę nieuprawnioną, uszkodzeniem lub zniszczeniem, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
Kto będąc do tego obowiązany nie zgłasza do rejestracji zbioru danych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
W przypadku Fit and eat w mojej ocenie mogło dojść do popełnienia jeszcze innych czynów zabronionych. Co ciekawe, nie jest to koniec tego w jaki sposób wspólnicy – Państwo Brzezińscy – mogą zostać pociągnięci do odpowiedzialności przez poszkodowanych klientów. Pozostaje jeszcze pole roszczeń cywilnych, a to wydaje się mieć spory potencjał. Wypłynęły wrażliwe dane, stanowiące często newralgiczne dobra osobiste, ale też chociażby kody do bramek, które pewnie administracja musi zmienić, co wiąże się z kosztami. Jeśli ktoś się uprze, to może naprawdę sporo na tej sprawie ugrać (również pieniędzy).
Uważam, że poszkodowani powinni się ubiegać o swoje – po pierwsze przyczyni się to do zwiększenia świadomości społecznej wśród przedsiębiorców dotyczącej konieczności ochrony danych osobowych i poczucia, że (czasami celowa) ignorancja w tym zakresie może być po prostu bardzo kosztowna. Po drugie straty finansowe i wizerunkowe Fit and eat mogą być w pewnym sensie zadośćuczynieniem dla konkurentów, którzy zainwestowali w ochronę danych osobowych. W takich sytuacjach po prostu wychodzi komu zależy na prawdziwym dobru ich klientów, oraz kto chce po prostu być uczciwym i przestrzegać obowiązujące nas prawo.
1 komentarz do “Wyciek z Fit and eat – krytyczna ocena prawna.”