4 dni temu miał miejsce chyba najbardziej spektakularny atak hakerów w historii. Być może już o tym czytałeś, ale dla porządku przytoczę – zhakowana w sposób doszczętny została firma Sony. To Sony, które produkuje znaną na całym świecie elektronikę różnej maści. Tak, to samo Sony, które padało już ofiarą bardzo dotkliwych ataków w przeszłości (nim powstał mój blog) – między innymi ucierpieli użytkownicy PlayStation Network. Sama firma potwierdza ten „incydent”, chociaż dla mnie osobiście jest trudno uwierzyć w to co się stało. Co się stało? Ano WSZYSTKIE komputery we WSZYSTKICH oddziałach Sony na CAŁYM ŚWIECIE wyświetliły jednakowe okienko o tym, że zostały zhakowane. W tym samym momencie. Ale to tylko wierzchołek góry lodowej – atakujący uzyskał (uzyskali?) dostęp prawdopodobnie do wszystkich plików, które były zgromadzone na komputerach korporacji. Dziś opowiem o tym, jak się ma prawo międzynarodowe do tego typu sytuacji.
Nie będę tutaj wchodził w szczegóły tego co się stało – bardzo ciekawie opisane znajdziecie je między innymi na Zaufanej Trzeciej Stronie, Niebezpieczniku czy portalu Deadline, który informacje te podał jako pierwszy. Ja chciałbym skupić się na prawnych aspektach tego, co się stało. A mamy tutaj do czynienia z naprawdę niezłym case study. Ale po kolei.
Co się stało wedle prawa?
Na pewno przełamaniu uległy zabezpieczenia sieci teleinformatycznych na skutek uzyskania nielegalnego dostępu do systemu firmy. Po drugie mamy do czynienia z naruszeniem integralności systemu w organizacji. Nie ulega bowiem wątpliwości, że wyświetlenie komunikatu na urządzeniach wszystkich pracowników wymagało zmian w komputerach (jak podaje prasa – pracujących w domenie). Po trzecie – doszło w efekcie tego wszystkiego do paraliżu ogromnego przedsiębiorstwa, co wygenerowało olbrzymie straty finansowe (o wizerunkowych nie wspominając). Po czwarte – klasyka, czyli naruszenie tajemnicy przedsiębiorstwa (wyobraźcie sobie, że wyciekają wszelkie dane techniczne dotyczące przygotowywanych dopiero smartfonów, telewizorów czy aparatów fotograficznych – to technologiczny koniec firmy – Chińczycy zaleją rynek podróbkami nim Sony wypuści cokolwiek do sprzedaży).
Warto zauważyć, że popełnione przestępstwa w sposób powszechny są karane przez większą część państw cywilizowanego świata. Zapewnia to między innymi konwencja o cyberprzestępczości z Budapesztu (Polska od kilkunastu lat próbuje ją ratyfikować). Co ciekawe – Sony jako przykład firmy prowadzącej interesy na skalę międzynarodową będzie nietypowym beneficjentem rozwiązań wypracowanych przez konwencję. Państwa, które ją ratyfikowały są bowiem zobowiązane do współpracy w zakresie zwalczania powyższych przestępstw. Oczywiście wynika to z transgranicznego charakteru czynów, ale również rozsiania po świecie oddziałów samego Sony.
Drugie dno tej historii
Ale by było ciekawiej warto zwrócić uwagę na jeden istotny szczegół. Sony jest potentatem w branży, która ogólnie ujmując, zarabia krocie na prawach autorskich. Model biznesowy, który sobie obrali jednakże budzi kontrowersje. Sony bowiem jest dość dalekie w swojej pozycji od przysłowiowego Janko Muzykanta, którego interesy prawo autorskie w swoich założeniach miało bronić. Prawo to bowiem powstało po to by chronić interesy twórcy słabego, który sam nie jest w stanie o nie zadbać. Bądźmy jednak obiektywni – Sony zarabia olbrzymie pieniądze na prawach autorskich i potrafi doskonale zadbać o swój biznes. To do jak bardzo wpływowej branży należy oraz jak wielkie pieniądze są w niej przedmiotem zabiegów producentów objawiło się świetnie w sprawie twórców The Pirate Bay. Jeśli nie wiesz o co chodzi, to polecam Tobie film – The Pirate Bay – away from keyboard.
Wracając jednak do wątku głównego – być może cała ta sprawa, to nic innego jak odwet za politykę Sony, które w sposób tak bardzo agresywny próbuje czerpać dochody z własności intelektualnej. Znane są przecież praktyki Sony, które nakładało na produkowany przez siebie sprzęt ograniczenia uniemożliwiające np. odtwarzanie płyt DVD będących kopiami zapasowymi czy rootkity do swojego oprogramowania by nielegalnie kontrolować co naprawdę z nim robi użytkownik. Jak widać taka postawa we współczesnym społeczeństwie informacyjnym budzi kontrowersje i może powodować naprawdę bolesne komplikacje biznesowe.
Jakie z tego wszystkiego wnioski dla polskich przedsiębiorców?
Sony, mimo dotkliwych lekcji w przeszłości, i tak zostało zhakowane. I powtórzę to, o czym kiedyś pisałem – każda firma prędzej czy później padnie ofiarą cyberprzestępców. Czasem będzie to ATP, czasem wymierzone w przedsiębiorstwo ransomware mające na celu wyciągnięcie okupu w zamian za usunięcie szkód paraliżujących pracę, a czasem – jak w przypadku Sony – coś co rozwala firmę doszczętnie. Czy jest więc sens się chronić i zabezpieczać? Oczywiście, że tak! Nie wolno tylko zapominac, że bezpieczeństwo to proces, a nie jednorazowa czynność. Jak mówił mój Promotor na studiach trzeba biec i gonić tego króliczka, ale chyba nie warto próbować go łapać 🙂
Warto chyba tutaj też zauważyć, że prawa autorskie powinny być przedmiotem wyważonego czerpania zysku, tak jak każda inna zależność społeczna. I z tego punkt widzenia staram się zawsze doradzać moim Klientom.
PS
Zrobił się mały zastój na blogu, koniec studiów, realizacja życiowych planów i pierwsza praca okazały się trudnym okresem życia, ale powoli wracam do żywych 😉